- Park Narodowy Sarek – trekking
- Kungsleden – trekking z Vakkotavare do Abisko
- Od Ystad do Abisko – z południa na północ Szwecji
Henningiem Mankelem zaczytywałam się od liceum. Ciężko znosiłam cukrzycę komisarza Wallandera oraz jego relacje z ojcem, a kiedy zachorował na Alzheimera, całkowicie się rozkleiłam. Niespecjalnie pokochałam Lisbeth Salander i Blomkvista. Za bardzo byli wydumani, zbyt przemocowi, mało realni. No nie uwierzyłam w Millenium Stiega Larsona.
Wiedziałam, że Szwecja jest monarchią konstytucyjną. Że Szwedzi świetnie radzą sobie z gospodarką odpadami. Słyszałam o kiszonych śledziach i byłam pewna, że i w Szwecji działa allemansrätten.
Poza tym nigdy się Szwecją nie interesowałam. Wydawała mi się zbyt płaska i nudna. Lasy i jeziora to ja mam na Kaszubach. Ciągle tylko Norwegia i Norwegia. Ale że Norwegia jakoś nie chciała się otworzyć na turystów, kiedy planowaliśmy nasze 3 miodowe miesiące, zaczęliśmy od Szwecji.
I bardzo dobrze, bo odkryłam kolejne ulubione miejsce na mapie
Po pierwsze, Szwecja wcale nie jest płaska. Północ jest usiana górami.
Po drugie, nasze Kaszuby czy Mazury mogą się schować. Szwecja jest prawie cała zarośnięta lasami i zalana jeziorami. Dodatkowo, gęstość zaludnienia w Szwecji to 24 osoby na kilometr kwadratowy. Dla porównania, gęstość zaludnienia w Polsce to 122 osoby na kilometr kwadratowy. Zgadnijcie, gdzie jest ciszej.
Po trzecie, Szwecja jest rajem dla namiotowiczów. Po ponad miesiącu w kraju kiszonego śledzia, kiedy wjechaliśmy w końcu do Norwegii, byliśmy zawiedzeni. Szwecja ma ten dziki czil, tę kontrolowaną swobodę. Namiotowa infrastruktura jest super przyjazna. Toalety przy drodze co kawałek. Są piękne postoje. Są zajazdy przygotowane do spania na dziko. Nie ma spiny z szukaniem miejsca na nocleg, zawsze się coś znajdzie. A jak się nie uda, to kamping na kampingu, kampingiem poganiany. Dzikie luksusy na łonie natury. Idealne miejsce dla takiego nerwusa jak ja, co to już po śniadaniu zaczyna się stresować tym, czy znajdzie dobre miejsce na kolejny nocleg.
Po czwarte, plaże. Jestem z Gdańska. Lato u nas nad morzem to wrzaski, parawany, disco polo, smażona kiełba, piwo z sokiem i chińskie zabawki. No fun jak dla mnie. Szwedzkie plaże to nie cebula. To złoty piach, wiatr w oczy, szeleszczące wydmy i krzyki mew. Pusto. Pięknie. Przestrzennie. Nic nie capi zjełczałym olejem i przetrwawioną wódą.
Po piąte, Szwecja jest nadal odczuwalnie tańsza niż Norwegia.
Po szóste, sami zobaczcie
Poza Kungsledenem i Sarkiem cięzko było mi wyłonić zwyciezców, więc poukładałam wszystko w kolejności: od południa na północ. Tak, jak biegła nasza trasa.
Skanörs Havsbad
Plażing, kajting, cziling. Złocisty piasek, słodziaszcze kolorowe domki, duszny zapach róż.
Ales Stenar
Przespacerujcie się klifem.
Nybrostrand
Posłuchajcie mew.
Valhall Attestupa
Punkt widokowy na jezioro Orlunden. Miejsce na namiot. Miejsce na bezpieczne ognicho. O 4 nad ranem obudzą was trele ptaków. Popatrzcie wtedy na wschodzące słońce i parującą taflę jeziora.
Olandia
Na południowym końcu wyspy znaleźliśmy nasz raj namiotowy. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się droga, przy której można zostawić samochód i rozbić namiot z widokiem na morze. A zachody słońca to jakieś szaleństwo.
Hatteboda Vildmarkscamping
Kamping koło Vaxjo. Totalny must. Położony pośród lasów i jezior. Prawie bez zasięgu telefonicznego. Bez prądu. Bez bieżącej wody. Prysznic trzeba sobie najpierw nagrzać na słońcu, a drewno do sauny porąbać. Warto wybrać miejsce nad samą wodą, często z dostępem do pomostu. Można wypożyczyć łódkę. Happy days!
Park Narodowy Fulufjallet
Park oferuje krótsze i dłuższe szlaki. Całkiem przyjemny wodospad (Njupeskar) i coś, na co zgrzaliśmy się bardzo.
Old Tjikko, czyli drzewo nazwane tak na cześć pieska jego odkrywców. Ma bagatela 9 550 lat. Ponoć najstarszy, żyjący świerk pospolity. Przypomina bardziej łysiejący badylek, niż choinkę w Rockefeller Center, ale warto się przespacerować. Nie na co dzień można popatrzeć na krzak, który pamięcią sięga do prehistorii.
I jeszcze Wikiloc z nocką na szlaku – 27 km.
Park Narodowy Sonfjället
Miłe hiki, niekoniecznie super ciężkie. Dobra rozgrzewka przed Kungsledenem czy Sarkiem.
Gallivare
Dobra baza wypadowa na Kungsleden i inne pobliskie szlaki. Przyjemna okolica. Super kamping nad samą rzeką (sauna wliczona w cenę).
Kungsleden
Szlak Królewski. Łącznie jakieś 450 km ścieżek. Super utrzymany. Super bezpieczny. W zależności od odcinka, zazwyczaj napakowany schroniskami (w których można skorzystać z sauny!). Nie jest zatłoczony jak Tatry, co to to nie. Ale jest na tyle uczęszczany, że w razie kłopotów, znajdzie się ktoś, kto pomoże.
Jokkmokk
Niewielka miejscowość. Sami Museum* i Arctic Camp.
Park Narodowy Sarek
Ostatnie dzikie miejsce Europy. Bardzo polecam, ale nie wszystkim. Dużo trudniejszy niż Kungsleden.
Hunnebostrand
Tak urokliwa, wysepkowo-łódeczkowa miejscowość, że głowa mała.
* Samowie to lud zamieszkujący Laponię. Nie lubią, kiedy mówi się na nich Lapończycy. Samowie byli i są prześladowani w Skandynawii. Odbierano im ziemię i możliwość wypasu reniferów. Spychano na margines społeczeństwa. Zakazywano używania rdzennych języków. Odmawiano prawa do edukacji. Chrystianizowano pod karą więzienia. Dużą rolę w prześladowaniach odegrał Kościół Szwedzki podcierając się nazistowską eugeniką (czemu mnie to nie dziwi?). Choć może polityka ustrukturyzowanej dyskryminacji ustała, to rasizm wymierzony w Samów ma się nadal całkiem nieźle. Do tej pory pośród państw skandynawskich tylko Norwegia ratyfikowała Indegenous and Tribal People Convention.
Podróżując po Laponii warto poznać historię Samów. Odwiedzić muzea i skanseny. Poczytać. Posłuchać. Zwłaszcza Joiku, ich ludowego śpiewu. Na początek polecam moje dwa, ukochane utwory. Oba na Youtubie: Yoik of the Wind i Mari Boine – Eagle Brother.