- Park Narodowy Sarek – trekking
- Kungsleden – trekking z Vakkotavare do Abisko
- Od Ystad do Abisko – z południa na północ Szwecji
Szlak Królewski powstał na początku XX wieku z inicjatywy Szwedzkiego Związku Turystyki. Wiedzie przez 450 kilometrów. Przecina cztery parki narodowe: Abisko, Stora Sjöfallet, Sarek oraz Pieljekaise. Wzdłuż szlaku znajduje się około 20 schronisk. Jest podzielony na dwie części: północną i południową. Ta pierwsza uważana jest za bardziej widowiskową i trudniejszą. Zgadnijcie, którą wybraliśmy.
Czy dam radę?
Tak! Idąc przez Kungsleden pierwszy raz w życiu pomyślałam sobie, kurde może by tak kiedyś wrócić tu solo?
Moja orientacja w terenie nie istnieje. Mam 158 cm wzrotu. Jestem zestresowaną alergiczką z połamanym łokciem i rozregulowanym żołądkiem. Mam lęk wysokości i przestrzeni. Boję się ciemności. Mimo tego myślę, że poradziłabym sobie sama na tym szlaku. Jest prosty technicznie. Jest super oznakowany. W razie problemów można zatrzymać się w schronisku. Przy tym wszystkim jest bardzo widowisky, przestrzenny, łagodny. Idealny na pierwszy długodystansowe wyjście w góry.
Jak dojechać?
Na szlak można wejść w kilku miejscach. My zaczynaliśmy w Vakkotavare. Dojechaliśmy tam autobusem z Gällivare. Ważne! Na trasie trzeba się przesiąść w Stora Sjöfallet Mountain Lodge. Kierowca zapomniał nam tego powiedzieć i prawie wróciliśmy z nim do miasta. Całe szczęście znalazł się inny kierowca, który w ostatniej chwili wyciągnął wszystkich jadących na Kungsleden naszego autobusu i skierował do właściwego busa.
Do Gallivare można dolecieć samolotem z Polski, z przesiadką.
Ile kosztuje?
Większość szlaku wiedzie od schroniska do schroniska. Chat nie ma jedynie na odcinku Kvikkjokk – Ammarnäs (130 km). Jakby się uprzeć, wszystko wcześniej porezerwować, można przejść Kungsleden z małym plecaczkiem. Śpiąc w schroniskach nie potrzebujecie zabierać namiotu. Kupując tam żarełko, nie musicie dźwigać go na plecach. Da radę, ale będzie kosztowało:
- jedna nocka latem 500 SEK z członkoswtem SZT, 600 SEK bez
- spanko w namiocie na terenie schroniska 250 SEK z członkostwem SZT, 350 SEK bez
- 2 godziny korzystania z przywilejów chaty: kuchnia, kibelek, sauna to 40 SEK z członkostwem SZT lub 60 bez
Aktualne ceny znajdziecie tutaj.
My zabraliśmy cały mandżur na plecy. Allemansrätten pozwala spać na dzikusa. Bez problemu znajdywaliśmy na szlaku super miejscówki na namiot. Jedliśmy to, co zmieściliśmy w plecakach. Czasem zachodziliśmy do schronisk, żeby upolować spożywcze promki na produktach, których data ważności dobiegała końca lub już się skończyła. Nie ma nic lepszego niż zimna, przeterminowana kolka zagryziona przeterminowaną czekoladą.
Tak więc, można po taniości.
Czy będzie mi zimno?
Tak, może, nie wiem. Szliśmy w lipcu i było nam tak zimno, że szlak zaplanowany na 8-9 dni zrobiliśmy w 6. Mieliśmy może ze dwa dni ładnej pogody. Reszta to wiatr i deszcz. Szliśmy więc szybko, dziarsko i bez przerw. Trzy dni po naszym zejściu na Kungsledenie spadł śnieg.
Znajomi byli rok wcześniej, we wrześniu. Mieli piękną, słoneczną pogodę. Na postojach robili sobie drzemki korzystając ze słoneczka. Leżkowali na suchej trawie wdychając ciepły, jesienny wiatr.
W górach nigdy nie wiesz. Przygotuj się na zimno i na umiarkowane zimno. Licz na ciepło. O upałach zapomnij. Jesteś za kołem podbiegunowym.
Dzień po dniu
(Numerki dni to linki to Wikiloca)
Dzień I
17,82 km
484 m
444 m
Ten dzień jest trochę tricky. Pierwszy etap kończy się jeziorem. Trzeba przepłynąć na drugą stronę. Na obu brzegach znajdziecie łódki i kamizelki ratunkowe. Wodujecie łódkę i wiosłujecie na drugi brzeg. Ważne jest to, aby nie doprowadzić do sytuacji, w której na jednym z brzegów nie zostaje ani jedna łódka. Jeżeli na waszym brzegu jest tylko jedna dostępna, musicie zadbać o to, aby po waszym przepłynięciu nadal była dostępna. Możecie ją zabrać, ale musicie wrócić holując inną. Tę inną zostawić i dopiero ruszyć spowrotem na docelowy brzeg. Skomplikowane, ale logiczne.
Mimo tego, że po naszej stronie były akurat dwie łodki, Mati przepłynął się trzy razy, bo z pierwszego brzegu zapomniałam kijków trekingowych i zorientowałam się dopiero, kiedy przepłynęliśmy jezioro.
Dla mnie to był natrudniejszy fragment szlaku. Trochę peniam się wody. Jezioro nie jest małe. Mieliśmy dobrą pogodę. Nie wiało i nie bujało zbytnio. Ale następnego dnia pogoda się zmieniła i myślę, że nie zdecydowałabym się na płynięcie przy takim wietrze.
Jest też opcja łatwiejsza. Na drugim brzegu jeziora jest schronisko. Na pierwszym, zaraz przy łódkach stoi wkopany w ziemię bal, a na nim jakiś plastikowy kanister. Jeżeli nie chcecie płynąć sami, zaciągacie ten kanister na górę i tym samym zamawiacie sobie wodną taksówkę, za którą oczywiście musicie zapłacić. Opcja dostępna w sezonie letnim.
Dzień II
18,93 km
401 m
209 m
Dzień III
21,77 km
245 m
93 m
Dzień IV
23,25 km
364 m
376 m
Dzień V
25,64 km
116 m
386 m
Dzień VI
18,8 km
14 m
208 m
Powodzonka na szlaku!