- Gjelder hele Svalbard
- Dog sledging ma tyle wspólnego z etyką, co parówki z mięsem
- Wycieczki na Svalbardzie
Na Svalbardzie spędziliśmy tylko 5 dni. Zabrakło czasu na kilkudniowe wyjścia. Bardzo żałujemy. Jeżeli masz taką możliwość, wybierz coś dłuższego.
Nasze jednodniowe. Od najlepszej do najgorszej. Według nas oczywiście.
миру мир!
– W Rosji mamy wiele takich opuszczonych miast. – Wadim dłubie słonecznik i wrzuca łupinki do papierowej torebki. – Po prostu buduje się, eksploatuje, a potem opuszcza i stawia następne. Tu na Spitsbergenie różnica polega jedynie na tym, że takie miejsca się zwiedza. (Białe. Zimna wyspa Spitsbergen. Ilona Wiśniewska).
No więc i my zwiedzaliśmy Piramiden – radziecką, górniczą osadę wysiedloną pod koniec 1998. W latach rozkwitu zamieszkiwana przez 1000 osób. Stała tam szkoła, biblioteka na 60 tysięcy woluminów, były dwa baseny, hala sportowa, szklarnie i szpital. Pod koniec września 2021 po nierównych chodnikach przesypywał się żwir, wiatr trzaskał drewnianymi okiennicami, a trójpalczaste mewy doszczętnie obsrywały rozpadający się hotel Tulipan. Piramidę zamieszkiwało jakieś 15 osób.
Klimat jak z postapo, ale trzeba mieć niezłą wyobraźnię, żeby go poczuć. Osadę zwiedza się sprintem. Wycieczki zaplanowane są tak, żeby grupy z różnych firm się ze sobą nie spotykały. Priwiet w Piramidzie. Tu szkoła. Tu hotel. Tu basen. Kup czapkę uszatkę w sklepiku. Paka!
Mimo tego, wrzucam tę wycieczkę na top of the top. Totalnie poczułam tę atmosferę. Nie mogłam się odkleić od naszej przewodniczki. Drobna blondynka w kwiecistej spódnicy, z karabinem przerzuconym przez ramię przepchnęła nas przez ten kawałek Rosji w ekspresowym tempie. W szkolnej kuchni zapachy jak w mojej podstawówce. Cienki rosół i makaron z truskawkami i śmietaną. Polakierowany parkiet na podłodze w sali gimnastycznej. Kolorowe linie do gry w siatkę i w kosza. Biała, popękana terakota w łazienkach. Wyślizgane schody. Najsmutniejsza architektura świata. Chmurne niebo. Koniec świata.
A najlepsze i tak przed nami.
Do Piramidy płynie się łódką. Agencje oferują 3 opcje: duże jednostki typu Polargirl, chyba najsłynniejszy statek pasażerski na Arktyce. Pomieści pewnie koło 100 osób. Speed boat jak z Miami Vice, ale z dachem i ciepełkiem. Mieści koło 10 osób. I wreszcie RIB boat, dla miłośników wody chlustającej prosto w twarz i dla właścicieli zdrowych kręgosłupów.
Nie mogliśmy się zdecydować. Rozważaliśmy każde za i przeciw. Sto lat to trwało, aż w końcu nie mieliśmy już wyboru. Wszystko było zajęte. Został nam RIB boat. Wpakowali nas w jakieś kombinezony z azbestu. Dali gogle, kominiarki i hop!
Dawno się tak dobrze nie bawiłam.
Do tego udało nam się kilkukrotnie zobaczyć wieloryby, najpewniej płetwale karłowate. Przepływaliśmy pośród setek maskonurów. W kawałkach lodu oglądaliśmy bąbelki powietrza. Wypiliśmy gorąca czekoladę pod lodowcem.
Bardzo polecam tę wersję. Dla nas była idealna. Nie było nam zimno. Nie połamaliśmy kręgosłupów. Nie wypadliśmy za burtę. Dotykaliśmy tych wszystkich wspaniałości. 11/10.
Tutaj link: https://svalbardadventures.com/en/adventures/rib-safari-to-pyramiden-and-nordenskiold-glacier/
PS. Piramida leży u podnóży gór (z resztą od kształtu jednej z nich pochodzi nazwa osady). Rosyjska przewodniczka zatrzymuje się i wskazuje na niewysokie wzgórze.
– Widzicie ten napis?
(Mиру Mир – Miru Mir)
– Wiecie co znaczy?
Pokój Światu!
Piszę ten post 22 maja 2022. Osiemdziesiąt osiem dni temu Rosja rozpoczęła wojnę w Ukrainie.
Sarkofagen z Mirko
Mirko pracuje jako przewodnik na Svalbardzie mniej więcej od marca do września od kilku już lat. Pozostałe miesiące spędza we Włoszech, skąd pochodzi. Nigdy nie nauczył się norweskiego. Nie jest mu potrzebny. W Longyerbyen wszyscy mówią po angielsku. Kocha narty i paralotniarstwo. Chce się nauczyć latać na kajcie. Jest przesympatycznym ziomeczkiem z niesamowitą wiedzą.
Każdy przewodnik, który pracuje w Arktyce ma do tego poważne przygotowanie zarówno teoretyczne, jak i praktyczne. W Norwegii są nawet uniwersytety, które kształcą do tej roli. Praktyki odbywają się właśnie na Svalbardzie. Podczas tej wycieczki udało nam się podejrzeć jedną z grup, która akurat uczyła się asekuracji w chodzeniu po lodowcu.
Mirko opowiadał nam o minerałach, o skamielinach, o niedźwiedziach, o tym jak szuka się lodowych jaskin, o globalnym ociepleniu, o porostach, arktycznych reniferach i lodowcach. Gdybym zapytała o przepis na pierogi mojej Mamy, pewnie też by znał. A po hajku wsadził nas do samochodu. Zawiózł do kanciapy swojej agencji. Rozdał buty neoprenowe i ręczniki. I razem z całą grupą wpakował się w gaciach do fiordu. Wspaniały gościu.
Hike dość prosty. Jakieś 8 km. Około 500 m przewyższenia. 4-6 godzin. Na szczycie kawka i ciasteczka. Powrót po lodowcu, ale na lajcie.
Tutaj link: https://www.wildlife.no/turer/sommerturer/dagturer/sarkofagen-fottur-blant-breer-og-fjell/
Kajaki i Hiortfjellet
Zapowiadał się długi dzień. Wystartowaliśmy o 8 rano. Zbiórka. Szkolenie z kajaków, techniki wiosłowania i suchych kombinezonów. Siup do wody. 4 kilometry przez Adventfjorden. Wysiadka i jakieś 1000 m pod górę na Hiortfjellet.
Kajaki na luzie. Bardzo przyjemne. No stress.
Hike, no cóż.
Te 1000 m w górę robi się na 4 kilometrach. Większość trasy wiedzie przez osypiska. Jest stromo i bardzo niewygodnie. Do tego wszyscy cisną, jakby jutra miało nie być. Przewodnik leniwym krokiem idzie pięć razy szybciej niż ty, kiedy biegniesz. Kamienie uciekają spod butów. Nic nie widzisz w koło, bo nie ma czasu się zatrzymać, a patrzeć trzeba pod nogi. Zdjęcia ciosasz ukradkiem spod pachy, a potem i tak gonisz grupę przez 10 minut.
Nie dość, że czułam się jak żółw pośród zajęcy, to w dodatku jak żółw pośród zajęcy, które spieszą się na marchewkowe pole w poniedziałkowy poranek. Nie lubię tak. Lubię swoim tempem. Raz szybkim. Raz wolnym. Lubię się gapić w niebo. Lubię jak mgła ma czas, żeby zmoczyć mi włosy. Lubię dotykać skał. Lubię postać i powąchać wiatr. Nie lubię biec za innymi.
Nie odradzam. Naprawdę ciekawe wyjście. Ale czasu dla siebie nie ma. No i nie jest to wycieczka dla każdego. Ja byłam w dość dobrej kondycji, trzy miesiące ciosaliśmy po górach. A i tak nie było mi łatwo.
Trzecie miejsce głównie dlatego, że trafił nam się wyjątkowo małomówny przewodnik. Towarzyszył mu szwedzki praktykant, który mówił jeszcze mniej. No nie pogadaliśmy sobie.
Gruve 3
Svalbardzkie społeczności powstawały i rozwijały się wokół osad górniczych. Do XX wieku to właśnie ich potrzeby napędzały rozwój usług. John Munro Longyear założył nie tylko Longyear City, ale również Kopalnię nr 1. Szwedzki właściciel otworzył kopalnie w Svea i w Piramidzie. Holenderski – w Barentsburgu. Rosyjski – w Grumant. Piramida i Barentsburg trafiły później w posiadanie rosyjskich kompanii.
W latach pięćdziesiątych przemysł górniczy na Svalbardzie zatrudniał prawie 1000 osób. W 2020 już tylko około 300. Dwie ostatnie działające kopalnie to Gruve 7 w okolicy Longyearbean oraz rosyjska kopalnia w Barenstburgu. Kopalnia w Piramidzie została ostatecznie zamknięta w 1998. Store Norske (właściciel kopalni nr 7) zapowiedziało zakończenie wydobycia do września 2023. Węgiel z tej kopalni zasila elektrownię w Longyearbyen. Rząd norweski planuje zasilanie miasta inną metodą. Jednak we wrześniu 2021 nadal nie było pewne jaką.
Nie jesteśmy górniczymi freakami. Nigdy nie mieliśmy dobrego zdania o uległości wobec tego środowiska. Świat musi się zmienić. Musimy szukać innych źródeł energii. Naszym zdaniem.
Mimo to bardzo polecamy wycieczkę do zamkniętej Gruve 3. Kupiliśmy ją jako „zapchajdziurę” na dzień wyjazdu. Okazała się jedną z ciekawszych, bardziej merytorycznych i edukujących wycieczek ever. Przewodniczka na co dzień pracuje w kopalni. Wie wszystko o historii górnictwa na Svalbardzie, o węglu, o technikach wydobycia i o walce górników o przetrwanie. Opowiada super ciekawie. Prowadzi przez ciemne, wąskie, zimne (permafrost) korytarze. Odpowiada na każde pytanie. Częstuje węglem. A na koniec pozwala wejść do jednego z tuneli, w którym węgiel był wydobywany. Przechadzka nie dla każdego. Tunel miał jakieś 60-80 cm wysokości. W sam raz, żeby się przez niego przeczołgać i nabrać szacunku dla pracy górników.
Wycieczka otwierająca oczy. Gdyby nie konkurencja w postaci dzikiej natury, wrzuciłabym na miejsce pierwsze. Bardzo polecam.
Link tutaj: https://www.gruve3.no/mine-no-3
Kopalnie na Svalbardzie to dość kontrowersyjny temat nie tylko ze względu na dyskusję o globalnym ociepleniu. Wsłuchajcie się w rozmowy o dziedzictwie kulturowym.
Na liście UNESCO pod tym hasłem znajdziecie 1154 obiekty, między innymi Akropol w Atenach czy Statuę Wolności w Nowym Yorku. W Longyearbyen kulturowe dziedzictwo to np. stara elektrownia albo stare budy nad morzem albo nieczynny wyciąg kopalni zamkniętej 50 lat temu albo mnóstwo pokopalnianego szajsu, metalu i syfu. Wszystko to leży lub chyli się ku upadkowi. Kompanie górnicze mają to w nosie i nie sprzątają po sobie, wycierając się dziedzictwem kulturowym.
Tutaj lista tych okropności: https://no.wikipedia.org/wiki/Liste_over_kulturminner_i_Longyearbyen
Quady i husky, dog’s sleddging ogólnie
Nie polecam. Nie kupuj żadnych wycieczek, które dla twojej zabawy wykorzystują zwierzęta. To nigdy nie jest etyczne. Nie ważne co sobie wmówisz, co wygooglasz, ile opinii przeczytasz. Wspierasz biznes, który zarabia hajsy na pracy zwierząt i nie masz żadnej kontroli nad tym, jak te zwierzęta są traktowane. Żadnej.
Nie podlinkuję tej wycieczki, ale napiszę o dog sledgingu na Svalbardzie więcej, o TUTAJ.