- West Coast road trip – wstępniak
- Jak zaplanować wyjazd do USA?
- Ile kosztują 3 tygodnie w USA? Ouch! Nie da się taniej?
- Parki narodowe – ABC
- Parki narodowe na zachodnim wybrzeżu – nasz ranking
Nie ma się co oszukiwać. Tanio nie będzie. Są jednak sposoby, by nie bolało aż tak bardzo. Tabelka z podsumowaniem kosztów na samym dole. Enjoy the USA trip!
Kierunek
Darujcie sobie Kalifornię! Ja wiem, że amerykańska kinematografia tłucze nam do głów Hollywood, surferów i słoneczny patrol. Ja wiem, że wszyscy chcą się kąpać w Pacyfiku i dotknąć jakiejkolwiek gwiazdy z chodnika. Rozumiem też sen o meksykańskiej kuchni. Ale serio, zastanówcie się zanim zaplanujecie trasę. Kalifornia jest bardzo droga. Przykład? Camping w Grand Canyon – 10 USD/noc. Bardzo podobny, “stanowy” kamping w Kalifornii? Okolice 45 USD/noc. Przykład nr 2? Benzyna w okolicach Canyonlands (Utah) – 3,03 USD/ galon. Benzyna w Kalifornii – ponad 5 USD/ galon. Tych wydatków nie unikncieie. Spać i tankować zazwyczaj trzeba.
Poniżej randomowe foty z Kalifornii, żebyście nie usnęli.
Campingi płatne
Przez całe trzy tygodnie tylko trzy noce spędziliśmy w motelach/hotelach. Campingi w USA są super!
Najtańszy ogarnęliśmy w Wielkim Kanionie – 10 USD/noc. Najdroższy w Kalifornii – 45 USD/noc. Cena zazwyczaj obejmowała miejsce na samochód plus dwa, czasem trzy namioty. Im więcej Was pojedzie, tym taniej będzie. Prawie każdy kamping miał łazienki i prysznice. Czasem dodatkowo płatne. Czasem nie. Nieraz zdarzały się pralnie.
Najcudowniejsza rzecz świata – stoliki, ławeczki i grill! Na każdym campingu mieliśmy do dyspozycji swoją „kuchnię i salon” na świeżym powietrzu. Gdzieś po drodze kupiliśmy węgiel drzewny i tak, przez dwa tygodnie na kolację jedliśmy kiełbaski i tosty z grilla. Pycha!
Campingi w parkach narodowych zazwyczaj rezerwowaliśmy wcześniej. Każdy NP ma swoją stronę, na której znajdziecie informacje o dostępności miejsc i formularz płatności. Ponieważ zjadłam sporo musztardy po obiedzie, gorąco zachęcam Was do zaplanowania tych noclegów dużo wcześniej, jeszcze w Polsce. Dlaczego? Po pierwsze, miejsca schodzą jak świeże bułeczki. Po drugie, UI webowy i prędkość internetów na miejscu naprawdę uczą cierpliwości.
Część miejsc działa na zasadzie „first come, first served”. Nie mam zielonego pojęcia, jak komukolwiek udaje się złapać taką okazję. Nie ryzykowałabym tej opcji.
Campingi w parkach stanowych też są dość mocno oblegane. Kilka razy pocałowaliśmy klamkę – zazwyczaj już zmierzchało. Spot można zarezerwować wcześniej (przynajmniej w Kalifornii – TUTAJ). Płatność najczęściej na miejscu – gotówką. Po godzinach pracy strażników, pieniądze wrzucacie do specjalnej koperty, a kopertę wrzucacie do specjalnej skrzyneczki. Warto mieć przy sobie drobne, żeby nie przepłacić.
Darmowe miejscóweczki
Przed wyjazdem naczytaliśmy się o tym, jak cudownie śpi się w samochodzie na parkingu miejskim, pod kościołem, szpitalem lub nawet pod Wallmartem. Trafialiśmy na takie spoty. Z opinii wynikało jednak, że nie wolno, że trzeba mieć zgodę managera, że policja przegania, że kradną, że narkomani, że świat się kończy. Planowaliśmy też spać na „rest areas” przy autostradach. Niestety, na naszej trasie trafiliśmy może na pięć takich łącznie. Mijaliśmy je zawsze w środku dnia. Spanie za dara nie szło nam więc najlepiej.
Ale, mieliśmy też swoje sukcesy! W niektórych parkach narodowych lub w ich okolicach istnieje taka instytucja jak dispersed camping lub backcountry camping. Znaczy to, że na wyznaczonych obszarach namiotować można całkowicie za darmo. Znaczy to też, że poranna toaleta odbywa się w krzakach, a o prysznicu (o ile nie spadnie deszcz) możecie zapomnieć. Nam udało się takie miejsca znaleźć w King’s Canyon NP i w Death Valley.
Darmowe campingi udostępniane są też przez Bureau of Land Management (BLM) oraz przez The US Forestry Service (USFS). Obie organizacje zarządzają publiczną ziemią/lasami w USA. Te miejsca są zazwyczaj troszkę bardziej przyjazne turystom (miejsce na ognisko, toalety). W apce, bądź na drodze szukajcie skrótów BLM i USFS.
Achtung 1! Nie róbcie wiochy – sprzątajcie po sobie!
Achtung 2! Ogień palić można tylko w wyznaczonych do tego spotach. W Dolinie Śmierci spaliśmy na darmowym kampingu – Emigrant. Jak zwykle mieliśmy stolik i ławeczkę, ale nie znaleźliśmy ani grilla, ani miejsca na ognisko. Nie było więc kiełbasek. Rozłożyliśmy się obok dwójki francuzów, którzy w najsuchszym miejscu Ameryki, podczas mega wietrznej nocy, pośrodku pola pożółkłej trawy postanowili rozpalić ogień. Myślałam, że umrę na zawał. Całe szczęście nie tylko my uznaliśmy ten pomysł za niezbyt mądry. Z ciemności wyłoniło się dwóch amerykańskich dziadków i bardzo uprzejmie, strasząc nagłą śmiercią i wysokimi mandatami, opieprzyło głupków.
Achtung 3! Koniecznie zainstalujcie sobie WikiCamps USA – działa zarówno online, jak i offline. Pokazuje większość kampingów z podziałem na darmowe, płatne, z prysznicem, bez, z pralnią, bez – full wypas. Bardzo nam pomogła podczas tego wyjazdu.
Paliwko
Ceny benzyny różnią się nie tylko w zależności od stanu, w którym jesteście. Różnią się też znacząco pomiędzy stacjami położonymi jedna obok drugiej. Warto zwrócić na to uwagę. Paliwo to spora część kosztów podczas takiego road tripa.
Tutaj pomoże Wam apka GasBuddy. Niestety nie jest dostępna do ściągnięcia dla nas, ale wersja webowa działa. Google też zazwyczaj pokazywał ceny.
Żarełko
Jedzenie kupowaliśmy najczęściej w Wallmarcie lub DollarTree. Są to z założenia tanie sieci. Sklepów jest mnóstwo. Drugiego dnia do koszyka napakowaliśmy płatków, jakichś smarowideł do chleba, puszek Campbella, salami i plastikowego sera i tym żywiliśmy się przez większość wyjazdu. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się w dinerach – głupio nie zjeść burgera i pankejków. Na początku futrowaliśmy się po uszy. Potem zamawialiśmy jedną porcję na pół. Były ogromne!
Na czym mogliśmy jeszcze oszczędzić?
* Myślę, że przede wszystkim na noclegach. Gdyby nie brakowało mi cierpliwości, na pewno niejeden płatny camping moglibyśmy zamienić na darmowy.
* Internety w T-Mobile kosztowały 50 USD. Miały być nielimitowane. Niestety nie były. Zasięg w USA to jakaś masakra. Powstało na ten temat sporo prac. Amerykańscy naukowcy twierdzą, że… A tak serio, zanim wydacie kupę kasy na bogactwo transferu, poczytajcie polskie internety, o tym że te w USA nie działają. Lepiej więc kupić coś tańszego, z limitem, bo i tak nie wykorzystacie wszystkiego.
* Zakupy/jedzenie. Nie rozrzucaliśmy sianka spektakularnie, ale kupowaliśmy sporo gównianego żarcia. A bo u nas nie ma takich pringlesów. A bo Myron Bolitar pił Yoo-Hoo, to i ja muszę kupić 6-pak. A bo masło orzechowe w czekoladzie, w płatkach, w kiełbasce, w lodach, w pomidorach, wszędzie masło orzechowe – omnomnomnomnom!. Gdybyśmy nie byli takimi żarłokami, na pewno wydalibyśmy mniej i wcale nie chodzilibyśmy głodni.
* Byliśmy tylko we dwoje. Każdy koszt dzielił się tylko na dwa. Gdyby udało nam się uzbierać większa ekipę, oszczędzilibyśmy dużo na benzynie i na noclegach. Na campingach płaciliśmy za miejsce. Na każdym miejscu można było rozbić przynajmniej dwa namioty.
* Lot. Przegapiliśmy cudowną promkę z Warszawy. Kiedy pojawiły się dobre ceny z Berlina, kupowaliśmy na gwałt, żeby nie uciekło. Dopiero potem ogarnęliśmy, że do Berlina trzeba dojechać i trzeba gdzieś spać. Gdyby nie ta panika, kupilibyśmy pewnie jakieś bileciki ze stolicy w całkiem rozsądnej cenie. Kolejna musztarda po obiedzie.
A nasze portfele zubożały jak poniżej. Wydaliśmy około 17 000 PLN. Ceny podajemy łącznie, na dwie osoby, za trzy tygodnie urlopiksu.