- Gruzja – kraj podarowany przez Boga
- Gruzja – co by tu porobić?
- Park Narodowy Waszlowani – ufff, jak gorąco!
- Ojejku, jak pięknie! – trekking w Gruzji
- Dolina Truso – kiedyś tam wrócę!
Wyobraźcie sobie step, który ciągnie się tak daleko, jak sięga Wasz wzrok. Pomyślcie o płaskim krajobrazie wypełnionym żółtym piaskiem i szarym żwirem. Poczujcie skwar, który piecze w uszy. Posłuchajcie drapieżnego ptaka, który właśnie wypatrzył jakąś ofiarę. To wszystko i trochę więcej oferuje Vashlovani – najgorętsze miejsce w Gruzji, położone tuż przy granicy z Azerbejdżanem.
Logistyka nie jest łatwa. Musicie dojechać do miasteczka Dedoplistskaro. Tam znajdziecie Centrum Informacyjne (Baratashvili Street). U przemiłej Pani, która ni w ząb nie mówi po angielsku, zapłacicie za wjazd do parku. Dostaniecie ulotkę, która informuje o tym, jak radzić sobie z ukąszeniem żmii. Możecie też zarezerwować sobie nocleg w jednym z domków na terenie parku. Potem, pojedziecie kawałek dalej do komisariatu policji. Tam, pod gburowatym spojrzeniem stróży prawa, podpiszecie dokumenty, które będą stanowić Waszą przepustkę do parku.
Do centrum dojechaliśmy późnym popołudniem. Wszystko było zamknięte. Tego dnia mieliśmy jednak szczęście. Spotkaliśmy gruzińskiego przewodnika, który kochał Polaków. Ogarnął nam kawałek trawnika pod budynkiem biura parku. Pan ochroniarz wpuścił nas nawet do kibelka. Dostaliśmy kiść sfermentowanych winogron. Odwdzięczyliśmy się czekoladą. Poszliśmy spać. Z samego rana załatwiliśmy wszystkie formalności. Kupiliśmy mapkę i ruszyliśmy na podbój Vashlovani.
Planowaliśmy dojechać do ostatniego posterunku w parku. Tam, pod samą granicą z Azerbejdżanem mieliśmy zarezerwowany nocleg (Mijniskure). Początkowo droga była monotonna. Zupełnie płasko. Żwir i pola zwiędłych badyli po obu stronach. Po jakiejś godzince, zaczęły się pierwsze pagórki. Zrobiło się wesoło. Samochód podskakiwał, przechylał się na boki, wjeżdżał w górę, zjeżdżał w dół. Mini offroad. Po drodze wjechaliśmy na punkt widokowy. Przespacerowaliśmy się kanionem. Spotkaliśmy żółwia. Nadal radośnie.
Jednak każdy kolejny kilometr zabierał nam trochę uśmiechu. Droga zmieniła się w dróżkę. Żwir w skały i dziury. Musieliśmy bardzo zwolnić, szacując coraz to nowsze niespodzianki. Pierwszy poważny problem pojawił się mniej więcej w połowie drogi, zaraz przy posterunku strażników. Panowie sprawdzili nasze dokumenty, odpalili popcorn, usiedli wygodnie i patrzyli, czy damy radę przejechać rzekę, która właśnie tamtędy płynęła. Jakimś cudem, zupełnie pokracznie dostaliśmy się na drugi brzeg i nawet nie urwaliśmy podwozia na skale.
Potem było już tylko gorzej. Utykaliśmy w wąskich mini wąwozach zasypanych zawalającymi się kamieniami. Trafiliśmy na kilka uskoków, których nasz Subaru Outback nie był w stanie pokonać. Kończyło się na budowaniu podjazdów i ryzykownym rwaniu kapcia. Czas uciekał, a my staliśmy w miejscu. Musieliśmy wybrać – bawimy się w Boba Budowniczego i ryzykujemy, że utkniemy gdzieś na dobre, czy zawracamy póki mamy jeszcze jak obrócić samochód.
“… i coś nam odpadło od dołu. Mamy taśmę. Można to przykleić!”
Problem solved. Gruzja 2017. Ubaw.
Posted by Trip-Log on Monday, April 15, 2019
Wybraliśmy bramkę nr dwa. Wróciliśmy nad rzekę (z dala od posterunku strażników). Zjedliśmy. Opłukaliśmy się i próbowaliśmy zasnąć w samochodzie. Czemu nie w namiocie? Vashlovani słynie z biologicznej różnorodności: 62 gatunki ssaków (w tym pumy), 30 gatunków gadów (np. żmije) i jeszcze więcej pajęczaków (np. skorpiony). Kocham zwierzątka, ale jakoś tej nocy nie miałam ochoty na przytulaski.
Zestresowani powrotem przez rzekę, postanowiliśmy znaleźć inną drogę. I wiecie co? Wystarczyło odbić niecały kilometr od strażnicy, żeby na luzaku przejechać po płytkiej kałuży. Bardzo długo przeklinałam na rangerów, którzy zrobili sobie z nas widowisko. Ich rozrywka i dziadowska mentalność mogła nas sporo kosztować. Po kilku godzinach, już bez stresu (najgorsze za nami), dotarliśmy do miasta.
Czy polecamy? Oj tak, bardzo! Jeżeli macie wyższy samochód lub jeżeli jest Was więcej, powinno być Wam łatwiej. Raźniej, więcej rąk do pracy w kamieniołomach, a jak się coś stanie, to podzielicie się na dwie części i znajdziecie pomoc. Busem przez świat przejechało tę drogę. Pamiętajcie, w parku komórka nie złapie zasięgu, jest ekstremalnie gorąco, nie ma sklepów z zimnymi napojami, a na swojej drodze możecie spotkać zwierzątka, które zechcą Was ugryźć. Dodatkowo, znaki drogowe i tablice informacyjne nie istnieją.