- Gruzja – kraj podarowany przez Boga
- Gruzja – co by tu porobić?
- Park Narodowy Waszlowani – ufff, jak gorąco!
- Ojejku, jak pięknie! – trekking w Gruzji
- Dolina Truso – kiedyś tam wrócę!
Gruzja 2017- tak napisałaby moja Mama w albumie ze zdjęciami. Pierwszy wspólny urlop. Mleko pod nosem. Trip Log nie był nawet plemnikiem. Od tamtego czasu zmieniło się wiele. Skąd więc pomysł na wycieczkę w przeszłość? Jakiś czas temu pojawiły się tanie loty Gdańsk – Kutaisi. Szkoda milczeć, kiedy duża część Trójmiasta gugla Kaukaz.
Przygotowaliśmy podsumowanie dwóch wrześniowych tygodni spędzonych w Sakartwelo. Będzie o górach, stepach i o ludziach. Będzie też plan dzień po dniu. Trochę pomarudzimy.
Kraj podarowany przez Boga
Gruzini spóźnili się na imprezkę u Boga. Kiedy dotarli, świat został już podzielony między narodami. Przepraszamy za spóźnienie. Piliśmy wino na Twoją cześć. – tłumaczyli się Kartwelowie. Bóg się wzruszył. Oddał im więc kawałek ziemi, który stworzył dla siebie. I tak Gruzini zamieszkali między Morzem Czarnym i Kaukazem.
A gdzie zamieszkał bezdomny Bóg?!? – ja się pytam. Nevermind. Najważniejsze, że Gruzini są dumni ze swojego kraju, surowych krajobrazów, wina, smacznej kuchni, trudnej historii i bitności narodu.
Całym sercem za tymi krajobrazami. Kaukaz jest niesamowity. Trochę straszny, trochę mistyczny, zarówno niedostępny, jak i na wyciągnięcie ręki. Przestrzenie onieśmielają. Nie możecie nie iść tam w góry.
Jedzenie i wino. Tutaj nie pomożemy. Na początku wyjazdu tak się otruliśmy, że przez dwa tygodnie jedliśmy chleb z serem i keczupem. Dwa razy byliśmy w restauracji. Pojęcie kolejności podawania posiłków nie istnieje. Pośpiech również. Jest biesiada. Siedź, żryj i nie marudź!
Nie wiem, czy Gruzini są dumni ze swoich dróg. Wiem natomiast, że my doznaliśmy lekkiego szoku. Po pierwsze, nawet podlaskie drogi są mniej dziurawe. Asfalt momentami przypominał krajobraz po wybuchu wulkanu. Jakby eksplodował od wewnątrz. Czasem kończył się totalnie bez sensu. Tylko po to, żeby potem zacząć się równie z zaskoczenia wysokim krawężnikiem. Po drugie, tymi drogami przechadza się bydło. Wielkie krowiska. Tłuściutkie świnki. Spłoszone konie. Idą środkiem. Po-wo-lut-ku. Bez pospiechu. Za takim orszakiem bardzo często wędrują psy. Rzadko ludzie. Po trzecie, Gruzini wyprzedzają na drugiego, czwartego i siódmego. Nie robi. Trąbią wszyscy. Nigdy nie wiesz, czy dziękują, krzyczą, czy ostrzegają. To wszystko razem daje armagedon drogowy. Nie było łatwo przywyknąć. Mimo tego, przez te dwa tygodnie, nie spotkała nas ani jedna niebezpieczna sytuacja. Dlaczego? Bo wszyscy jeżdżą starymi, rozklekotanymi rzęchami i nie rozpędzają się zbytnio. Kiedy jedziesz 40 km/h żadna krowa, wóz konny i trzy wyprzedzające się pod górę ciężarówki nie stanowią zagrożenia. Wszyscy, zawsze zdążą zahamować. Takie to proste.
It’s not only rainbows and butterflies
Na Gruzję przebierałam nóżkami, od kiedy pamiętam. Bo kuchnia, bo sarmacka gościnność, bo wino, bo ta gościnność, bo przyroda, bo kochają Polaków, bo słońce i bo cudowni ludzie, którzy zawsze podadzą pomocną dłoń. Wspominałam już o niesamowitej gościnności Gruzinów? Taki obraz Kartwelów rysują internety i dosłownie wszystkie przewodniki świata. Na taki nierealny wizerunek ślini się masa głupiutkich turystów – w tym i ja dwa lata temu.
Już po kilku dniach spędzonych w Gruzji czułam się jak kibic polskiej reprezentacji. Czyli jak? A no tak, jakby ktoś napompował balon nadziei i miłości, a potem przebił go z wielkim hukiem, zdeptał flak i spalił na stosie.
Dlaczego? Ponieważ zamiast adoracji, spotkała nas obojętność. Gruzini to po prostu ludzie. Pracują lub nie. Piją lub nie. Wrzeszczą lub krzyczą. Zazwyczaj żyją od pierwszego do pierwszego. Nas, Polaków wybawicieli, gdzieniegdzie wspomina się ciepło w kontekście wsparcia w 2008r. Ale od tego czasu minęło już jedenaście lat! A nasze narodowe ego każe nam nadal oczekiwać czegoś w zamian. C’mon. Bądźmy poważni.
Turyści są przede wszystkim sposobem na przetrwanie dla Gruzinów. Warto nas czasem „wydoić”. Warto być milusińskim, żeby z szerokim uśmiechem zażądać zapłaty za drobną radę. Warto czasem okłamać głupiutkiego turystę, żeby zarobić na jego bezradności. Można się na to oburzać i obrażać. A ja Wam radzę, przygotujcie się i nie kolorujcie rzeczywistości.
Nie lękajcie się. Nie było tragedii. Po prostu nikt spontanicznie nie zapraszał nas na wino. Nikt nie wznosił toastów na nasz widok. Nikt nie pomógł nam sam z siebie. Strażnicy w Waszlowani z wielkim zainteresowaniem patrzyli, jak topimy samochód w rzece. Gospodarze, u których spaliśmy, uparcie twierdzili, że do Ushguli nie dojedziemy naszym samochodem. Muszą nas tam zawieźć. Za drobną opłatą oczywiście. Jedyny człowiek, który odezwał się do nas, gdy byliśmy zagubieni, to jakiś gościu, który chciał nas naciągnąć na przejażdżkę taksówką. Tylko tyle i aż tyle.
Wtedy było mi źle. Obraziłam się na Gruzję. Dzisiaj wiem, że zła powinnam być tylko na siebie. Kto pozwolił mi myśleć, że gdzieś na Kaukazie ludzie będą mi się kłaniać w pas?!? Nie nadymajmy polaczkowatego ducha. Nie oczekujmy uwielbienia tylko dlatego, że jedenaście lat temu Lech Kaczyński blablablaaa. Miejmy na uwadze, że Gruzini są milion bardziej dumni niż Polacy. Są też zdecydowanie mniej zamożni. Stopa bezrobocia w 2018 – 12,7. W Polsce 5,7. Kapisz?
Na co zwrócić uwagę?
Kartwelowie nie mówią zbytnio po angielsku. Mówią po gruzińsku i rosyjsku. Im wyżej nad poziomem morza, tym trudniej się dogadać. W małych, górskich wioskach liczą się umiejętności gestykulacji.
Owczarek kaukaski i jego bracia. Kocham psy. Przytulam wszystkie. Poza tymi w Gruzji. Te piesełki są chowane, żeby strzec stada, walczyć ze złodziejami i wilkami. Mają obcięte uszy – zyskują przewagę w bójce z drapieżnikami. Nie są sympatyczne. Nie chcą się miziać. Chcą Was zagryźć. To nic osobistego. Jesteście kolejnym zagrożeniem. Tam, gdzie wypasa się bydło, na pewno spotkacie te bestyjki. Najłatwiej po prostu unikać kontaktu. Jeżeli się nie uda, warto zawołać pasterza. Jednym gwizdem odwoła swoje pieski. Kiedy nie ma pasterza, warto mieć kilka kamieni w kieszeni. Czasem wystarczy symulowanie rzutu. Te zwierzęta są chowane twardą ręką. Łatwo je odstraszyć. W internetach dostępne są różnego rodzaju spraye i gwizdki. Te drugie mają wydawać nieprzyjemne dla psów dźwięki. Nasz domowy sierściuch niezbyt się nimi przejął, więc chyba nie polecam.
Barszcz Sosnowskiego. To nie zupa. To taki wysoki seler, który czyha na Wasze zdrowie. Nazywany jest również zemstą Stalina. Sprowadzony z Kaukazu, w latach ’50-’70 był uprawiany jako roślina pastewna w krajach bloku wschodniego. Uprawy zostały porzucone. Barszcz wydziela bowiem soki, które pod wpływem światła powodują oparzenia na skórze (II i III stopnia). Wystarczy niewielki kontakt z tym paskudztwem – otarcie, dotyk. Stan zapalny może utrzymywać się do kilku dni, brzydkie plamy kilka miesięcy, a nadwrażliwość skóry na światło nawet do kilku lat. Mimo regularnych prób niszczenia, barszcz kwitnie jak na drożdżach. Jest bowiem rośliną inwazyjną. W Gruzji natknęliśmy się na nią kilka razy. Zazwyczaj była tylko wspomnieniem. Ale zdarzały się momenty bliskiego kontaktu. Na przykład końcówka szlaku do lodowca Shkhara wiodła wąskim korytarzem z barszczu. Fujka.
Road trip
- Nocleg w Tibilisi.
- Klasztor Dawid Garedża.
- Park Narodowy Waszlowani.
- Gruzińska droga wojenna.
- Kazbegi. Kamping i hike – Cminda Sameba, Lodowiec Gergeti.
- Dolina Truso.
- Batumi i Park Narodowy Mtirala.
- Ushba – hike
- Ushguli i lodowiec Shkhara– hike.
- Jeziora Korduli – trekk.
- Lodowiec Chalaadi
- Martwili Kanion.
- Okatse Kanion.
- Jaskinia Prometeusza.
Po tym wpisie możecie mieć wrażenie, że nie jestem fanką Gruzji. Nic bardziej mylnego. Teraz, kiedy wiem już dużo więcej i kiedy nie pajacuję na Polkę zbawicielkę, trochę nawet tęsknię. Nie zobaczyliśmy Omalo, nie spaliśmy w Żabeszi. W Truso spędziliśmy zdecydowanie za mało czasu. Nie śmieliśmy nawet myśleć o Kazbegu. Kiedyś tam wrócę.
Przed wyjazdem przeczytajcie koniecznie Klątwę gruzińskiego tortu (autor: Maciej Jastrzębski). Otwiera oczy. A podróż pomoże Wam ogarnąć przewodnik z serii ExpressMap. Na serio warto kupić. Bardzo czytelny, super zorganizowany, wszystkie miejsca zaznaczone na mapie. No i są zdjęcia.