Gruzja to nie tylko góry i stepy. To też dziwne i smutne miejsca. No i oczywiście przereklamowane atrakcje turystyczne. O tym wszystkim poczytacie w tym wpisie. Udanego!
Klasztor Dawid Garedża – przy granicy z Azerbejdżanem
Fajne miejsce. Ciekawe. Niezbyt tłumne. Suche i gorące. Warto.
Kompleks składa się z piętnastu klasztorów. Pierwszy powstał w VI w., kiedy syryjski mnich Dawid rozpoczął pustelniczą działalność. W okresie świetności Dawid Garedża był ważnym ośrodkiem kulturalnym. Powstała tam nawet szkoła malarstwa. Historia niestety nie oszczędzała tego miejsca. Wojny, najazdy, plądrowanie. Klasztor popadł w zapomnienie.
Dla nas było to bardzo egzotyczne doświadczenie. Piach, żółte skały, suchy wiatr. Cisza. Nawet turyści zachowywali się jak ludzie. Trochę jakby historia i duchy tego miejsca wymuszały na wszystkich szacunek.
Warto pospacerować między budynkami. Nie wolno Wam odpuścić spaceru w górę. Z południowej strony zbocza roztacza się nieziemski widok na Azerbejdżan. Płasko i pustynnie jak okiem sięgnąć. Ja miałam ciary.
Lodowiec Chalaadi – okolice Mestii
Zdecydowanie nie polecam całości trasy pokonywać pieszo. Pierwsze 4-5 km do nudna, ruchliwa droga asfaltowa. Warto więc wsiąść w samochód i dojechać aż do wiszącego mostu. Tam zostawić auto i ruszyć na krótki spacerek – trochę ponad godzinkę wygodną ścieżką. Ostatni fragment wycieczki to przejście po dużych blokach skalnych. Po kilkunastu minutach docieramy do podnóża lodowca. Powrót tą sama drogą.
Udabno – przy granicy z Azerbejdżanem
Udabno to po gruzińsku pustynia. A w tym przypadku efekt radzieckiego eksperymentu. W latach ’50 jakaś mądra głowa zarządziła sztuczne zaludnienie gorącego stepu na granicy z Azerbejdżanem. W tym celu przesiedlono kilka tysięcy swaneckich górali. Oczywiście nikt nie pytał ich o zdanie. Z zimnych, zielonych pastwisk trafili na płaski, gorący step. Tak powstał kołchoz Udabno. Wybudowano kilkaset domów i kino. Mieszkańcy mieli zająć się pasterstwem.
Wiecznym problemem był brak wody. Wykopano studnie głębinowe, które początkowo starczały. Dostarczały wodę dzięki pompom, które jak wiele innych urządzeń, rozpadły się wraz z upadkiem ZSRR. Miasto zaczęło pustoszeć. Mieszkańcy migrowali do większych skupisk lub z powrotem do Swanetii. Dzisiaj większość domów stoi pustych, a po ulicy wałęsają się na pół zdziczałe psy.
I właśnie na środku tego pustkowia znajdziecie restaurację i hostel – Oasis Club. Niby nic w tym dziwnego, ale … Przybytek ten prowadzony jest przez polskie małżeństwo. Taka ciekawostka. My byliśmy tylko przejazdem, więc nie mieliśmy okazji poznać właścicieli. Sporo jednak naczytaliśmy się o zaletach tego miejsca.
Gruzińska Droga Wojenna
Ta droga to główny szlak komunikacyjny z północy na południe. Gruzińska część prowadzi przez ok. 200 kilometrów. Nazwę zawdzięcza modernizacji, dzięki której armia rosyjska mogła swobodnie przerzucać tamtędy swoje wojska.
Po 2008r. w wyniku konfliktu z Rosją, droga straciła swój międzynarodowy charakter. Dzisiaj jest atrakcją turystyczną. Wije się serpentynami pośród gór, jezior i licznych zabytków. Ponoć, jako jedyna w Gruzji jest stale przejezdna – nawet zimą.
Na trasie możecie obejrzeć Twierdzę Ananuri, sztuczne jezioro Żinwali czy dolinę Tetri Aragwi. Gruzińska Droga Wojenna zabierze Was też do kurortu narciarskiego Gudauri i do mojej ukochanej Doliny Truso.
Park Narodowy Mtirala – okolice Batumi
Jeżeli będziecie w okolicach Batumi i tak jak nas, nie jara Was januszowanie na plaży, przespacerujcie się po tym parku.
Mtirala oznacza łzy. Park jest położony na obszarze, na którym notuje się największą sumę opadów w Gruzji. I choć my mieliśmy piękną pogodę, to wilgoć i mgła rzeczywiście nie odpuszczały przez całą wycieczkę. I właśnie dzięki temu, w parku możecie poczuć się jak w dżungli. Soczysta zieleń. Z nieba zwisają liany. Brakuje tylko Mowgliego.
W parku wytyczono około 15 km tras. Można nawet przenocować w schronisku. My przespacerowaliśmy się do wodospadu i wróciliśmy tą samą drogą.
Okatse Kanion – okolice Kutaisi
Jedna z nowszych atrakcji turystycznych w Gruzji. Ponoć mocno emocjonująca. Dla mnie raczej rozczarowująca. Zabawa polega na przejściu wąską kładką ponad 50 m nad dnem kanionu. Jest bezpiecznie. Podłoga drewniana. Trasa szeroka. Poręcze stabilne.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie czułam się tam szczęśliwa. Były momenty, kiedy kręciło się w głowie. Lęk wysokości robi swoje na odkrytym terenie, ale… Zanim zdążyłam się porządnie przestraszyć, wszystko przykryły drzewa i tyle było z widoków i strachów. Finał spaceru to punkt widokowy zawieszony na stalowych linach. Tutaj serce zdecydowanie zabiło mocniej.
Martwili Kanion – okolice Kutaisi
Czy warto? Moim zdaniem nie. No chyba że się nudzicie. W tym miejscu nie ma nic dzikiego, a sam kanion jest malusieńki. W tłumie niedzielnych turystów chodzicie po metalowych mostkach i patrzycie w dół. Tam niesamowicie lazurowa woda i kolorowe rybki. Atrakcja na 5 min.
Spotkacie się też z nazwą Kanion Gachedili.
Jaskina Prometeusza – niedaleko Kutaisi
Jaskinia została odkryta w 1984r. Dla turystów otwarta jest trasa ok. 1 km. Można się też przepłynąć łódką. W środku jest dość chłodno – 15 stopni. Warto o tym pamiętać.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony jarmark jakich mało. Światła jak z dyskoteki w remizie. Tłumy turystów. Przewodnicy, którzy opowiadają sprośne żarty. No i te łódeczkowe wycieczki (sama na takiej byłam).
Z drugiej strony, wielkie komnaty. Na ścianach takie kształty, że mózg nie nadąża z wymyślaniem skojarzeń. Wszystko się błyszczy i ślizga. Jakoś tak baśniowo. Coś między Wieliczka a filmem Disneya.
Tbilisi, Kutaisi i Batumi
Nie ma się co oszukiwać, nie pozwiedzacie sobie. Tbilisi i Kutaisi są naprawdę malutkie. Te ładne, turystycznie miejsca ogarniecie w pół godzinki. Potem zaczyna się już ruina.
Batumi, trochę jak Sopot. Mnóstwo ludzi. Pełno świateł. Duże hotele. Plaża. Niefajnie. Gdybyśmy nie musieli się czasem wykąpać, pewnie omijalibyśmy te miejsca.
W Tbilisi kupicie gaz do kuchenki i mapy – TUTAJ.
PS. Mati jest bardziej wyrozumiały dla atrakcji, którymi ja gardzę. Ale nie on do Was pisze, więc musicie przyjąć moją wersję. Buziaczki!