Tego nie można nie zobaczyć. Jedyne miejsce w Gruzji, które tak bardzo złapało mnie za serce. Gdybym mogła cofnąć czas, spędziłabym tam cały urlop!
Jeszcze 12 godzin przed spacerem w dolinie, w planach mieliśmy hardcorowy trekking. Niestety, pożarliśmy o jedną lokalną potrawę za dużo. Całą noc spędziliśmy w kibelkach bez drzwi – taki luksusowy kamping. Poranek też nie był przyjemny. Zdrowi zaczęli się budzić i nas oglądać. Przed południem jakimś cudem wyczołgaliśmy się z namiotu. O górach nie było mowy.
Mati mógł prowadzić, więc ruszyliśmy do Doliny Truso, która leży niedaleko wioski Kazbek. Samochód zostawiliśmy w Kvemo Okrokana – jeszcze przed mostem na rzece Terek. Ruszyliśmy przed siebie, na ponad 20-kilometrowy spacer. Pierwsza godzina była dla mnie koszmarem. Zimno. Niestabilnie. Za jasno. I choć po płaskim, to jakby pod górę. Nogi mnie nie słuchały. Dupa również. Masakra. Kilka razy chcieliśmy zawrócić, ale ponieważ droga była pusta i pełna możliwości, jakoś udało mi się przetrwać najgorsze. Po kilku kilometrach wyszliśmy z kanionu i to był moment, w którym zapomniałam o chorobie. Ciężko opisać to wszystko, co tam się odjaniepawla w warstwie wizualnej.
Pusto, dziko, zielono. Są góry. Są źródła mineralne, trawertynowe tarasy i bąbelkujące jeziorka. Są klasztory i obozowiska prawdziwych nomadów. Opuszczone wioski szczerzą krzywe zęby wież obronnych. Przestrzenie, których ogromu mózg nie ogarnia. To miejsce obudziło we mnie jakąś atawistyczną potrzebę powrotu do natury, zrzucenia kajdan cywilizacji i srania pod krzakiem. To ostatnie mogło być pokłosiem poprzedniej nocy.
Do 2008r. dolina była domem dla Osetyjczyków. Dzisiaj jest niezamieszkana, ponieważ zostali wysiedleni w wyniku konfliktu z separatystami. Od kilku lat rząd gruziński prowadzi działania, które mają na celu popularyzacje tego miejsca. Dwa lata temu (byliśmy w Gruzji w 2017) na naszej drodze spotkaliśmy dosłownie kilku turystów.
Dolina Truso poprowadzi Was przez opuszczoną wioskę Kertisi, dwa zakony i ruiny Zakagori. Będziecie się przechadzać pod czujnym okiem krów, kóz, prosiąt i koni. Możecie też liczyć na towarzystwo niezbyt gościnnych psów pasterskich. Niektóre trzymają się z daleka, o ile nie zbliżacie się do stada. Inne są troszkę bardziej wyczulone, więc i ja polecam czujność. Mieliśmy nieprzyjemność spotkania się z jednym takim. Całe szczęście z pomocą przyszła nam właścicielka. Odwołała psa jednym gwizdem.
Spacer po dolinie kończy się w okolicach twierdzy Zakagori, jeszcze przed granicą z Osetią Południową. Aby iść dalej, trzeba mieć pozwolenie. Chyba. Tak twierdzą jedne internety. Inne mówią, że wcale nie trzeba. My nie wiemy. Wracaliśmy do samochodu.
Moja rada – nie słuchajcie internetów. Spakujcie namiot i zostańcie tam na noc, na kilka dni, na zawsze.