Nie wiem, czy wiecie, ale ja fanką miast nie jestem. Do szczęścia zazwyczaj potrzebne są mi pieski i góry. Ałmaty traktowałam trochę jak pech nr 7. Trochę niepotrzebnie. Ałmaty są zadziwiająco fajne. A jak nie wiecie, o co chodzi z z tą 7, poczytajcie TUTAJ.
Nie, nie zwiedzaliśmy z przewodnikiem w ręku. W zasadzie nie zwiedzaliśmy wcale. Ale to, co zobaczyliśmy, bardzo nas zaskoczyło. Ałmaty są przestronne, czyste, trochę szklane, trochę monumentalne, trochę dziwne, trochę jak Warszawa, ciekawe. Najecie się tam do syta za rozsądne pieniądze. Wypijecie wszystko, czego Wam potrzeba. Zrobicie zakupy. Wyśpicie się. Czemu tak jest? Ano Ałmaty od 1927r. były stolicą Kazachskiej Republiki Autonomicznej, a później niepodległego Kazachstanu. Co za tym idzie, przez długi czas stanowiły główny ośrodek przemysłowy i naukowy. Nie przenoście nam stolicy do Krakowa? No cóż, w 1998r. stolicą Kazachstanu została zadupiasta, stepowa mieścina na północy kraju – Astana. Ałmaty do tej pory są największym miastem.
Co my tam robiliśmy? Otóż, spaliśmy w bardzo fajnym hostelu – Nomad’s Guest House. Pokoje kilkuosobowe z prywatnymi łazienkami. Obsługa mówi po angielsku i jest mega, meeega miła i pomocna. W okolicy pełno knajpek z wyższej i niższej półki.
Rano wstaliśmy i poszliśmy na bazar – Green Market. Bez problemu znajdziecie w Google. Tu kolejne zaskoczenie. Nikt nam nic nie wpychał. Nikt nie wrzeszczał. No, może poza panami sprzedającymi suszone owocki. Porządeczek. Kulturka. A kupić można wszystko. Na zewnątrz pamiątki, klapki, kij do szczotki i tańczące dmuchane pluszaczki. W środku, na dwóch poziomach jedzenie: warzywa, owoce, pieczywo, sery, miody, przyprawy i mięso. Różne jego kawałki. Takie, o których dawno zapomnieliśmy. Nic się nie zmarnuje. Mój szacuneczek. Są też mikrorestauracje.
My niestety byliśmy wtedy otruci. Kupiliśmy więc trochę chleba i warkocz wędzonego sera. Gdybym była zdrowa, odwiedziłabym stoisko z kiszonkami. Przyciągało wzrok. Pyszniły się kiszonki chyba z każdego znanego mi warzywa – nawet z pomidorów. Bardzo żałowałam, bo u nas ta sztuka raczej na wymarciu. Ech …
Po bazarze pojechaliśmy zdobyć kolejny szczyt. Tym razem na siedząco. Ośrodek narciarski Shymbulak jest położony jakieś 20 km od Ałmat. Kupiliśmy bilety na gondlokę. Zapłaciliśmy 3325 KZT za dwie osoby. Z dwiema przesiadkami dojechaliśmy na 3200 m n.p.m. Pokręciliśmy się. Poleżakowaliśmy na słoneczku. Zjedliśmy hot-doga i zjechaliśmy na dół.
Nie jestem jakąś wielką fanką sportów zimowych, ale miejscóweczka wydała się zacna. Dobrze przygotowana. Odpowiednio bananowa. Fajne traski. Sporo miejsca. Gondolki na samą górę. Nie widziałam żadnych orczyków! Z Doliny Medeo wychodzi też sporo jedno i kilkudniowych szlaków trekkingowych. Jest co robić.
W drodze powrotnej, w gondolce spotkaliśmy przyszłego, kazaskiego programistę Java. Zaprosiliśmy go na wycieczkę nad Ozero Bolshoe Almatinskoye (Big Almaty Lake). Pojechał z nami. Na początku nieśmiały, w drodze okazał się być największym gadułą świata. To właśnie on straszył nas mandatami w Kazachstanie. TUTAJ więcej na ten temat.
Za wjazd do parku zapłaciliśmy 2500 KZT (za 6 osób). Do jeziora dojechaliśmy po ponad godzinie. Piękna, asfaltowa droga prowadziła serpentynami pod górę na 2500 m n.p.m. Kiedy tylko temperatura silnika sięgała 110 stopni, zatrzymywaliśmy się na zdjęcia – rada Igora. Dlatego jechaliśmy tak długo.
Ozero Bolshoe Almatinskoye to źródło wody pitnej dla dużej części regionu Ałmat. Jeszcze kilka lat temu było całkowicie otwarte dla turystów. Teraz można popatrzeć, ale lepiej trzymać się z daleka. Wikitravel straszy strażą graniczną, która licząc na łapówkę mierzy do turystów z broni. Lonely Planet wspomina jedynie o spisywaniu paszportów. Prawda leży pewnie gdzieś po środku. My nie spotkaliśmy żadnych uzbrojonych funkcjonariuszy, ale też nie włóczyliśmy się po okolicy. A ludzie, jak zwykle robią, co chcą. Łażą, gdzie chcą. Nikt do nich nie strzelał podczas naszej wizyty.
Czy nad to jezioro warto? Jeżeli spędzacie dzień w Ałmatach, myślę że tak. Nie jechałabym tam jednak specjalnie. Nie za bardzo jest, co robić. Można popatrzeć, ale to nie zajmuje całego dnia. Nie warto nadkładać drogi. Kazachstan i Kirgistan są usiane takimi jeziorami. Na pewno traficie na podobne na swojej trasie.
Nie pojechaliście wyżej z Big Almaty Lake? Do “stacji kosmicznej”, a później “spacerek” na Big Almaty Peak? Niedopatrzenie? Brak czasu? Zamknięte było?
Hej, nie jechaliśmy dalej głównie dlatego, że nie mieliśmy więcej czasu. Spieszyło się zarówno nam, jak i naszemu towarzyszowi podróży 🙂