Ten długaśny wpis uraziłby pewnie niejednego Kirgiza i Kazacha. Zamierzam bowiem, jak ten debil, wrzucić oba kraje to jednego wora. Robię to jednak bardziej z potrzeby, niż z ograniczenia umysłowego. Zależy mi, aby spisać w jednym miejscu wszystkie informacje, które zdobywaliśmy podczas tego wyjazdu. Mam nadzieję, że się Wam przydadzą.
A, no i polecam poczytać. Moja biblioteczka pod tę okoliczność:
- Frunze w meczecie – Cezary Kościelniak
- Podróż po Turkmenistanie, Kazachstanie, Tadżykistanie, Kirgistanie i Uzbekistanie – Erika Fatland
- Utracone serce Azji – Colin Thurbon
- Central Asia. Przewodnik Lonely Planet. 2018r.
Wynajem samochodu
Nie było łatwo. Szukaliśmy samochodu 4×4, który pomieści 5 – 6 osób plus bagaże i przewiezie nas po obu krajach. Ani Hertz, ani Avis (funkcjonują w Ałmatach) nie miały takich maszyn (ros. samochód). W Ałtyn Emel spotkaliśmy Bartków z Polski. W Astanie bez problemu wypożyczyli Dacie Duster. My pogrzebaliśmy głębiej w internetach. Znaleźliśmy dwie oferty. Mieliśmy 50% szans. Wybraliśmy źle.
Postawiliśmy na Mitsubishi Pajero z wypożyczalni Renta Car’s. Umowa, którą otrzymaliśmy była sporządzona w języku rosyjskim. Już na wstępie nie była zgodna z wcześniejszymi ustaleniami: zakaz wyjeżdżania poza Ałmaty i zakaz off-road’owania. Zapisy zostały zmienione. Na lotnisku czekała na nas kolejna wersja umowy – tym razem wycięto z niej drugiego kierowcę. Musieliśmy więc jechać do biura. Na miejscu okazało się, że właściciel wyłączył możliwość zmiany na 4WD i zapomniał nam o tym wspomnieć. Wyłączył, znaczy tak fizycznie zablokował. Żeby nikt nie popsuł. Kiedy mocno wyraziliśmy swoje niezadowolenie, znalazł się jakiś Zenek, który zaczął nam wmawiać, że to nieprawda – 4×4 działa. Niestety, choćby nie wiadomo jak mocno szarpał, dźwignia pozostawała na miejscu. Długo zastanawialiśmy się, co zrobić. Wzięliśmy Pajero, ale na próbę. Po trzech dniach wracaliśmy bardzo, bardzo źli. Po drodze zauważyliśmy dziurę w jednej oponie. Wymieniliśmy ją po długiej walce ze źle zamontowanym kołem zapasowym i po jeszcze dłuższych poszukiwaniach podstawki pod lewarek. Na pustyni ciężko o dobry kamień. Ten, który znaleźliśmy otrzymał imię – Piotr Skała. Jeździł z nami przez dwa kolejne dni. Drugiego dnia w strzępy rozsypała się łysa opona. Zmieniliśmy na tę dziurawą i bardzo, baaardzo źli ruszyliśmy do Ałmat. Bardzo źli tylko dlatego, że wiem, że przeczyta to moja Mama. Mamusiu, pozdrawiam!
Wypożyczalnia Renta Car’s próbowała nam wcisnąć wymianę wszystkich opon. Podziękowaliśmy za usługi i za zmarnowany czas. Zapłaciliśmy za dwa dni wynajmu – 70000 KZT i za wygiętą felgę – 10000 KZT.
Przez cały ten czas byliśmy w kontakcie z Igorem, naszym zbawcą. Igor to ziomeczek z Kirgistanu. Wykopaliśmy go z jakiegoś bloga. Znajdziecie go na Fejsie – 4wd rental cars in Kyrgyzstan, Tajikistan and Kazakhstan.
Przekimaliśmy się w Ałmatach. O 6 rano byliśmy na dworcu autobusowym. Udało nam się wcisnąć do pierwszej marszrutki do Biszkeku. Musieliśmy kupić 8 biletów, żeby kierowca zgodził się nas zabrać z bagażami. Potem na lewo opchnął trzy nasze bilety, a plecaki i tak wcisnął. Po 4 godzinach byliśmy na miejscu. W tym czasie Igor ogarniał naszą ukochaną maszynę (Mitsubishi Delica). Spotkaliśmy się w restauracji koło dworca. Igor był bardzo zainteresowany naszymi przygodami z poprzednim samochodem. Wysłuchał. Wyśmiał. Podpisaliśmy wszystkie dokumenty. Wyjaśnił nam sytuację prawną. Dwa osobne ubezpieczenia i pełnomocnictwo notarialne na Kirgistan i Kazachstan. Umowa najmu to nasz, wewnętrzny dokument. Mieliśmy go nie pokazywać w razie kontroli, bo w tym przypadku nie korzystaliśmy z usług wypożyczalni. Pożyczyliśmy samochód od kolegi.
Jeździliśmy naszą Delicą do końca wyjazdu. Sprawdziła się w każdej sytuacji. Miała dwa zapasowe koła. Wbudowany dodatkowy bak. Była wyposażona w kuchenkę gazową i gaz, krzesełka, kanistry i milion innych pierdół. Miała też swoje minusy. Ale byliśmy ich świadomi, ponieważ Igor opowiedział nam o wszystkim, co może się przydarzyć. W środku był nawet notatnik z instrukcją obsługi podstawowych awarii. Żegnaliśmy ją z ogromnym smutkiem. Igor twierdzi, że poradzi sobie na Pamir Highway. Sprawdzimy to następnym razem Kochana Delico!
Za Delicę płaciliśmy 70 USD/ dzień.
Drogi, kierowcy i mandaty
Dopuszczalna prędkość w terenie zabudowanym w Kazachstanie to 60 km/h. Poza 90 km/h. Autostrady 110 km/h. Odpowiednio w Kirgistanie: 20 – 60 km/h w terenie zabudowanym i 90 km/h poza. W różnych miejscach w internecie znajdziecie różne informacje. Ja polecam caravanistan.com.
Bardzo wdzięczny temat – mandaty lub łapówki – jak kto woli. Oba kraje są znane z naciągania turystów przez milicję. Na trasie i w miastach kontrole zdarzają się bardzo często. Sporo naczytaliśmy się o tym procederze. Kiedy odbieraliśmy samochód w Biszkeku, Igor wspominał, że milicja zawyża mandaty do kwot idących w setki dolarów. Podczas gdy najwyższy mandat w Kirgistanie to 1000 KGS. Najniższy 200.
W drodze na Songköl zostaliśmy zatrzymani za przekroczenie prędkości. Radarem był Pan Milicjant. Musiał wyczuć naszą prędkość w kościach, bo żadnego sprzętu do mierzenia nie miał. Zatrzymywał co drugi samochód. Ledwo nadążał z odbieraniem kasy. Do negocjacji posłaliśmy najmilszego na świecie Mateuszka. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
Milicjant: 1000 som.
Mateuszek: 200 som.
Milicjant: 500 som.
Mateuszek: 200 som. Ja znaju.
Milicjant: Haraszo.
W Kazachstanie nie mieliśmy tej przyjemności. Chłopak, którego podwoziliśmy na Big Almaty Lake próbował nam wmówić, że mandaty w Kazachstanie są bardzo surowe. Mówił coś o 2000 USD. Nie bardzo mu wtedy wierzyliśmy. Dzisiaj doczytałam artykuł na caravanistan.com KLIK. Już mu wierzę.
Drogi w Kazachstanie pierwsza klasa. Dopóki nie zbaczacie z głównych szlaków, nie trzeba ani super skillsetu, ani super samochodu. Kirgistan to trochę inna bajka. Jest gorzej. Drogi są dziurawe, krzywe. Lubią się zupełnie niespodziewanie kończyć. Tak bez żadnego ostrzeżenia spadacie piętro niżej. Polecam uważną, niezbyt spieszną jazdę.
Kierowcy, no cóż. Po Gruzji i Stambule już chyba nic mnie nie przestraszy, ani nie zdziwi. W Kazachstanie jeździ się dość szybko, ale płynnie. W Kirgistanie bardziej na dzikusa. Na bocznych drogach w obu miejscach mijacie się z krowami, kozami i pasterzami. Kierowcy trąbią, kiedy wyprzedzają. Pieszy nigdy nie ma racji.
W Kazachstanie bez problemu złapiecie taksi korzystając z Uberka. Kierowcy częściej używają Yandex Taxi (rosyjski odpowiednik), ale obie apki działają.
Bardzo ważne! Nie możecie prowadzić samochodu w żadnym z tych krajów, jeżeli nie macie międzynarodowego prawa jazdy.
Język
Rosyjski, rosyjski i jeszcze raz rosyjski. Ludzie mówią po swojemu i po rosyjsku. Plakaty, informacje i ulotki mówią cyrylicą. A tu, żeby było weselej, litery pisane różnią się od drukowanych (sic).
Nam było dość łatwo. Na pokładzie mieliśmy jedną osobę, która płynnie komunikuje się w j. rosyjskim. Mati i ja uczyliśmy się tego języka w liceum. Kolega pracował z rosyjskojęzyczną załogą. Poza tym, Polak i Rusek dwa bratanki. Kiedy na stanie nie było tłumacza, wspólnymi siłami jakoś się dogadywaliśmy. Angielski pojawiał się dopiero w dużych miastach – najczęściej w restauracjach.
Moja rada, przed wyjazdem w takie miejsce, postarajcie się nauczyć cyrylicy. Od przeczytania na głos do zrozumienia już bardzo krótka droga.
Generalnie o pieniądzach
Walutą obowiązująca w Kazachstanie są Tenge (KZT). W Kirgistanie Somy (KGS). Aby się w tym wszystkim doliczyć złotówek, pierwsze dzielicie mniej więcej na 100, a drugie na 20. Oba kraje są przed denominacja. Samochód w Kazachstanie wypożyczaliśmy za 500 000 KTZ.
W Kazachstanie jest tanio. W Kirgistanie jeszcze taniej. Za nocleg pod dachem i ze śniadaniem płaciliśmy 25-50 pln za osobę. Paliwo około 2-3 razy tańsze niż w Polsce. Jedzenie tanie jak barszcz nie tylko w sklepie. W Karakolu (Kirgistan) za bardzo sytą kolację z napojami dla 4 osób zapłaciliśmy trochę ponad 600 som, czyli około 30 pln. Z radości spadliśmy z krzeseł, a następnego dnia obudziliśmy się potruci. Chciwość nie popłaca.
W większych miastach i na dużych stacjach benzynowych można płacić kartą. Są też bankomaty. Na zadupiu lepiej mieć gotówkę.
Noclegi
Palatki (ros. namiot) bez problemu możecie rozbić gdziekolwiek. Nie sądzę, żeby w którymś z tych krajów obowiązywały jakieś szczególne prawa na tę okazję. My spaliśmy na dziko i w specjalnie do tego przeznaczonych miejscach. Jak wszędzie, jeżeli chcecie rozbić się koło czyjegoś domu lub gospodarstwa, zapytajcie. Kilka razy spaliśmy na kempingach. Standardy troszkę inne niż we Włoszech, czy Norwegii, ale ceny adekwatne. Zazwyczaj około 10 pln za namiot. Prysznic bywał. Częściej jednak szybkie chlapanko w lodowatej rzece. Jeżeli macie czas i rozbuchane potrzeby higieniczne, dobrym pomysłem jest zabranie prysznica solarnego.
Luksus ciepłej kąpieli tylko w hostelach i hotelach. Spaliśmy w kilku. Nasze wymagania kończyły się na łóżkach i łazience (niekoniecznie w pokoju). I zazwyczaj były spełniane. Trafialiśmy w różne miejsca. Stylówka i grzyb na ścianach pamiętały lata ’70. Spaliśmy w malutkich klitkach (nocleg pod Altyn Emel) i w wielgachnych pokojach, w których na spokojnie suszyliśmy namioty (nocleg w Karakolu). W Ałmatach bardzo miło zaskoczył nas Nomad’s Guest House. Spaliśmy też w jurcie. Byłam wtedy bliska śmierci – opowiem potem.
Najdroższe noclegi pod dachem to Ałtyn Emel i jurta nad Songkol – 50 pln od osoby. Cena obejmowała w pierwszym przypadku śniadanie, w drugim kolacje, śniadanie i całonocne palenie gównem w piecu. Pozostałe oscylowały w okolicach 25-30 pln za osobę.
Temperatury
Nasz wyjazd przypadł na przełom sierpnia i września. Jeździliśmy po południowym Kazachstanie i północnym Kirgistanie. W Kazachstanie było naprawdę ciepło. Sucho i ciepło. Obstawiałabym temperatury w okolicach 25-30 stopni. Trochę się martwiłam, że zabrałam za dużo ciepłych ubrań.
No, ale wszystko zmieniło się w Kirgistanie. Tam było zimniej. Odczuwalnie dużo zimniej. Nie mówię wcale o momentach, kiedy przymarzałam do karimaty w namiocie w górach. W biały dzień, na normalnej wysokości temperatury były niższe. Często wiał wiatr. Zmrok zapadał bardzo szybko. Cieszyłam się z ciepłych gaci.
W górach temperatury spadały poniżej 0. Nie tylko w nocy. Kiedy chodziliśmy po Parku Ala-Archa, temperatura spadła do -3 stopni (w dzień!). Rano zawsze budziliśmy się w zamarzniętym namiocie. Na trawie szron. Na namiocie szron. W butach szron. Przed wyjazdem oczywiście sprawdzaliśmy średnie temperatury. Wiedzieliśmy, co nas czeka. Ale jakoś tak chyba sobie tego nie wyobrażaliśmy. Wieczory i poranki najgorsze. Moja dobra rada, iść spać, kiedy jeszcze słońce świeci na namiot. Spać w tym, w czym idziecie następnego dnia. Rano ruszyć bez śniadania. Zatrzymać się dopiero, kiedy słońce wyjdzie. Czapka, rękawiczki i ciepłe gacie to must na takich wysokościach.
Choroba wysokościowa
A propos wysokości, czy wiecie, co to choroba wysokościowa? Jak nie wiecie, to poczytajcie, bo ponoć może się przytrafić każdemu już powyżej 2500 m n.p.m. W dużym skrócie chodzi o to, że im wyżej, tym mniej tlenu. Im mniej tlenu, tym gorzej się czujemy. I nie chodzi tylko o bóle głowy czy zadyszkę. Może nam spuchnąć mózg i au revoire my friend! W ramach choroby wysokościowej wymienia się trzy jednostki chorobowe i bardzo różne, czasem błahe, czasem mniej śmieszne objawy: nudności, zawroty głowy, bóle głowy, trudności w oddychaniu, zaburzenia snu, zaburzenia świadomości, zaburzenia ruchu, pękające płuca i inne obleśności.
Żeby nie było, nie jestem ekspertem. Wiedząc na jakie wysokości będziemy wchodzić, pogrzebałam w necie. Przywiązałam się do kilku porad:
- Jeżeli czujesz się źle i nie wiesz dlaczego, zejdź niżej.
- Wysokości pokonuj wolno. Najlepiej na własnych nogach. Nie spiesz się. Nie śpij wysoko, jeżeli wjechałaś/ eś tam samochodem. Daj organizmowi czas na adaptację.
- Śpij niżej niż najwyższy punkt, który zdobyłaś/ eś danego dnia.
- Pij dużo wody, elektrolitów i izotoników – minimum 2 litry na dzień.
Żadne z nas nie doświadczyło choroby wysokościowej podczas tego wyjazdu. Chyba. Czy ciężko mi się oddychało? Jasne, że tak. Niosłam 3-dniowy ekwipunek na prawie 4000 m n.p.m. Sapałam jak stary zwyrol. Często mieliśmy problemy ze spaniem, ale kto by nie miał, kiedy namiot zamienia się w kapsułę hibernacyjną. No i właśnie o to chodzi. Początkowe objawy są dość powszednie, kiedy chodzisz i śpisz w górach. Nie ignorujcie ich. Nie pajacujcie na alpinistów. Mózg wypływający nosem to krępująca sprawa.
Telefony i internety
W większych miastach bez problemu kupicie karty sim. Nie są drogie. Byłoby cacy, gdyby dało się z nich korzystać. Złapać zasięg to jak złapać Pana Boga za nogi, czyli raczej trudno. Na trasie możecie o tym zapomnieć. Fajnie było być offline przez kilka dni. Polecam.
Przejścia graniczne
Bardzo ważne! Za każdym razem wkraczając do Kazachstanu wypełniacie malutki dokumencik. Na zadrukowanej karteczce podajecie swoje imię i nazwisko, cel podróży i numer paszportu. Straż graniczna wbija pieczątkę. Nie zgubcie tej karteczki. Jest tak samo ważna, jak Wasz paszport. Czemu? Nie mam zielonego pojęcia.
Z Kazachstanu do Kirgistanu wjeżdżaliśmy marszrutką z Ałmat do Biszkeku. Granice przekraczaliśmy w Korday. Według przewodnika Lonely Planet jest to główne, a co za tym idzie najbardziej tętniące życiem przejście. Odczuliśmy to bez dwóch zdań. Przed granicą kierowca wysadził nas i pozostałych pasażerów (około 15 osób) z busa. Za dyszkę (10 PLN) od osoby zachował nasze bagaże. Zasłonił zasłonki. Przejechał przez granicę i po drugiej stronie czekał na nas. Nam po drodze zaoferowano kawę, herbatę, nocleg, taksi i przewóz bagażu. Nie nada, nie nada! Kontrolę przeszliśmy w bardzo miłej atmosferze. Panowie strażnicy mówili po angielsku. Uśmiechali się. Było spoczko. Trochę się stresowaliśmy, że nasz bus odjedzie z bagażami. Nic bardziej mylnego. Kierowca poczekał na nas. Tylko na nas. Kiedy wsiedliśmy, autobus ruszył. Co z pozostałymi osobami, które kupiły bilet do Biszkeku? Ciężko stwierdzić. Skoro nie dotarły z nami (wysiadaliśmy jako ostatni), znaczy że przyjechali na granicę tylko po pieczątki.
W drugą stronę jechaliśmy już naszą Delicą. Granicę przekraczaliśmy w Karkarze. To przejście otwarte jest tylko latem. Troszkę się stresowaliśmy, bo internety różne historie opisują. Raczej niepotrzebnie. Całość zajęła nam może z 15 minut. Pokazywaliśmy bagaże. Musieliśmy otworzyć kilka toreb. Uzupełniliśmy nowe karteczki. Ruszyliśmy dalej.
Jeżeli macie pytania, pytajcie
Dziękuje za ten przewodnik subiektywny, istne złoto w przygotowaniach! Serdecznie pozdrawiam
Cieszymy się, że się przydał! W razie pytań, zapraszamy do dyskusji 🙂
Pozdrawiamy i życzymy udanej podróży 😉
dobry blog, w całości potwierdzam. Zastanawiam się czy to po moim wpisie nie dowiedzieliście się o igorze. Sam miałem wielkie problemy żeby w polskich internetach coś znaleźć odnośnie wynajem samochodu. Znajomy moturzysta co jeździ w te rejony często – dał namiar na Igora. A ja się tym info podzieliłem po udanej wyprawie, pod jakimś blogiem pary co go nazwała(blog) wynajem samochodu – mission imposible:)
Bardzo możliwe. W takim razie wielkie dzięki za podpowiedź 🙂
Fajnie napisane, przyjemnie się czyta. 🙂
Co do nocowania w namiocie w ujemnych temperaturach to warto wrzucić ubrania, a nawet buty do śpiwora w nogi. Rano ubranie i buty będą suche,cieplutkie, gotowe do założenia 😉
Sprawdzimy następnym razem 😛
Międzynarodowe prawo jazdy? Nikt z nas nie miał a przebyliśmy podobną trasę po Kirgistanie i Kazachstanie. Żadna łapówka na ten cel również nie poszła 🙂
O proszę. A jak nas zatrzymywali, to od razu prosili o ten dokument. Law & order po kirgisku 🙂