- Macedonia & Albania
- Skopje jest dziwne
- Macedonia & Albania – hiking
- Macedonia & Albania – jestem za, a nawet przeciw
- Albania & Macedonia – crème de la crème
Medal ma dwie strony. Każdy kij ma dwa końce. A ja mam swoje zdanie. Pewnie nie zawsze będziemy się zgadzać, ale pozwólcie, że wyleję swój jad. Tylko troszkę.
Blue Eye – Albania
Nadal uważam, że albo nam coś tam nie wyszło, albo to największe oszustwo internetów.
Blue Eye (Siri i Kalter) to wywierzysko, czyli miejsce, w którym woda wypływa spod ziemi i płynie sobie dalej. Inaczej mówiąc, Blue Eye to dziura z wodą. Ok, woda jest krystalicznie czysta i niebieska jak Papa Smurf. Wokół rosną drzewa i śpiewają ptaszki. Ale na tym, moim zdaniem, kończy się urok tej atrakcji.
Podczas planowania popełniłam błąd. Nie chciało mi się czytać. Pooglądałam sobie zdjęcia, na których zobaczyłam dzicz, piękną wodę, huśtawki, ludzi skaczących do dziury. Zawsze chciałam wskoczyć do wody z rozhuśtanej liny! Jedziemy! Yyy … Na miejscu zastaliśmy tłumy ludzi. Małą dziurę z niebieską wodą. Malusieńki mostek nad ową dziurą. Na mostku Grażki i Mirki cykają focie. Obok dziury, jakaś infrastruktura turystyczna w postaci strumyka, kolejnych mostków i chyba restauracji. That’s it. Łącznie 5 minut. Przy parkingu błąkają się miejscowe piesełki. Zdecydowanie bardziej atrakcyjne niż Blue Eye.
Kanion Matka – Macedonia
Nie jestem przekonana. Wylądowaliśmy tam w sobotę ok. 10.00 rano. Było pusto. Ruszyliśmy głównym szlakiem. Nic wymagającego. Idziecie wąskim chodniczkiem wykutym w skale. Ścieżka czasem biegnie lasem, czasem wychodzi na zbocze. Jest bezpiecznie. Szlak się kończy i musicie zawrócić. Można żyć na krawędzi, przeskoczyć barierki i iść dalej. Nie zmieni to faktu, że prędzej czy później zawrócić trzeba, bo ścieżka nie zatacza pętli. Ze spacerku wróciliśmy koło południa i naszym oczom ukazał się widok jak na Krupówkach w sezonie. Wąskie chodniczki zapełniły się wrzeszczącymi dzieciakami, tanimi perfumami, papierosami, hulajnogami, szpilkami, lateksem i watą cukrową. Staliśmy w kolejce, żeby wyjść na wolność!
Momentalnie obraziłam się na cały świat. Zdecydowaliśmy się jeszcze sprawdzić, co jest po drugiej stronie rzeki. Przeszliśmy przez most. Stanęliśmy pod tablicą informacyjną i ruszyliśmy na spacer zielonym szlakiem. Traska prowadziła prawą stroną wzgórza. Było bardzo gorąco i bardzo pod górę. Szliśmy tak pewnie z godzinę i doszliśmy do Miejsca. Zacieniona polanka między skałami. Malutka cerkiew. Daszki z hamakami. Ławeczki. Źródełko. Stoły. Między drzewami odpoczywały rodziny z dziećmi, ale jakieś inne niż te na dole. Ciche. Spokojne. Sympatyczne. Na pobliskich skałkach wspinali się ludzie. Ktoś inny huśtał się na hamaku i patrzył na górki. Brakowało tylko jednorożców.
I to polecam z całego serduszka. Głównym szlakiem pewnie też warto się przejść. Ale zróbcie to z rana i najlepiej w pracujący dzień. Powłóczcie się po drugiej stronie. Zobaczcie to Miejsce i znajdzie kolejne.
Butrint vs Gjirokastra – Albania
Nie wiem, to się wypowiem. Butrint to stanowisko archeologiczne w Albanii. Wybraliśmy się tam, ale zawróciliśmy spod bram. Wejście kosztowało 700 ALL, czyli całe 24 PLN. Jak ktoś lubi oglądać stosy kamieni, ścigając się z azjatyckimi turystami o najlepsze miejsce do zdjęcia, to pewnie warto. My wsiedliśmy do auta. Podjechaliśmy kawałek i weszliśmy w pierwszą lepszą ścieżkę, która schodziła w dół. Pospacerowaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej.
Do Gjirokastra wjechaliśmy w sumie przez przypadek. Pogoda niezbyt dopisywała. Szukaliśmy cywilizacji. Byliśmy głodni. Bardzo miło się zaskoczyliśmy. Gjirokastra to małe, strome, urokliwe miasteczko. Wąskie, brukowane uliczki. Kamienne budynki. Odpowiednia ilość turystów. Kilka restauracyjek. Warto się trochę wysilić i podejść na samą górę, gdzie znajduje się zamek, którego podwaliny powstały już w XII w. Jest otwarty dla zwiedzających. Wejście kosztuje ok. 200 ALL, czyli 7 PLN. Szarpnęliśmy się na bilety i weszliśmy do środka. Zdecydowanie nie żałuję. Było fajnie, bardzo klimatycznie – choć w tym pomogła nam pewnie deszczowa pogoda. W murach znajduje się muzeum militariów z okresu II wojny światowej oraz szczątki amerykańskiego samolotu, który w 1957 lądował awaryjnie na terytorium Albanii. Przez wystawę prowadzą Was nietypowe tabliczki informacyjne. Dla mnie całkowicie nowe podejście do opowiadania historii. Może dlatego, że dawno nie byłam w muzeum. Bardzo polecam.